Trochę długie ale za to z barwną i wartką akcją
Kolega zajmuje się tam przyjmowaniem i wydawaniem nieszczęśników do sekcji, wypełnianiem dokumentacji itp. Pracuje z nim także jego kolega, [L]aborant, który pobiera próbki do badania tkanek, płynów itp. Pewnego razu do prosektorium została przywieziona bardzo podeszłego wieku kobieta, która chorowała na jakieś schorzenia związane z kręgosłupem. Kobieta ta, zmarła w swoim domu w pozycji siedzącej, w fotelu. Lekarz opisujący zgon zdecydował, że w takiej "formie" należy denatkę przewieźć do prosektorium. Nadmienię, że owa pani miała także jedno sztuczne, szklane oko, którego nie zamykała. Uraz po wypadku. Po prostu powieka nie opadała.
Kolega zaskoczony taką "postacią" zaczął wypełniać niezbędną dokumentację. Gdy skończył, wstał od biurka celem przygotowania denatki do sekcji. Nim to jednak się stało, do prosektorium przyszedł [P]atomorfolog, który oznajmił im, że rodzina za wszelką cenę chce tu wejść i zobaczyć denatkę. Kolega wraz z lekarzem stwierdzili, że nie ma takiej opcji. Mimo to patomorfolog stwierdził, że rodzina później już denatki nie będzie oglądać w trumnie itp. dlatego proszą o chwilowy pobyt tutaj celem ostatniego razu ujrzenia zmarłej. Koniec końców, wchodzi rodzina, patomorfolog uczula, upomina itp. itd. wprowadza w głąb pomieszczenia stopniowo rodzinę, gdzie wywiązuje się rozmowa:
[Rodzina] - niech Pan już tak nie przesadza, to tylko zwykły trup. Co ona nam zrobi?
[P] - ale to szczególne miejsce i proszę o zachowanie powagi i porządku.
[R] - i tak zawsze była sknerą, nawet testament zapisała nie tak jak powinna. Będzie Pan ją malował i ubierał tutaj? - Bodajże córka staruszki zwróciła się do laboranta.
[L] - nie, ja tylko pobieram próbki do badań, te kwestie pochówku załatwia się z firmą pogrzebową.
[R] - no pięknie! To tam nas skasują za te malowanki jej! A ona nawet grosza nam nie przepisała! I co ona myśli, że ja ją umaluję czy co?
[P] - to już Państwa prywatna kwestia.
[R] - lepiej niech zmienia ten testament albo będzie pochowana tak jak tam leży.
Patomorfolog, laborant i mój kolega spojrzeli po sobie, ale cóż…
Mój kolega w międzyczasie zaczął się przechadzać się po korytarzu i znudzony przysłuchiwał się narzekaniom rodziny, jaka to denatka zła i niedobra, że grosza nie przekazała dla rodziny. Wszedł razem z patomorfologiem i rodziną do sali gdzie byłą denatka. No i znudzony oparł się o kant jednego z tych łóżek, na którym była, jak się później okazało, owa denatka. Kobieta leżała na boku w pozycji siedzącej, tak jak zmarła. Kolega jednak, zapominając o tym fakcie, opierając się o kant łóżka, całkowicie przypadkiem usiadł denatce na… stopy. Łóżko także się przechyliło w tą właśnie stronę i denatka przyjęła pozycje siedzącą w pionie, tak jak w tym fotelu. Mało tego, te płótno ściągnęło jej się z twarzy odsłaniając jej oblicze. Wisienką w tym całym opowiadaniu jest to, że rodzina i wszyscy tam zgromadzeni ujrzeli jak denatka siedzi i patrzy tym jednym otwartym szklanym okiem na wszystkich...
Co się działo potem to american pie wysiada. Krzyk, wrzask, pisk i skowyt. Rodzina jak to ujrzała rzuciła się do ucieczki mało nie zabierając przy tym ze sobą futryny. Patomorfolog struchlał, kolega laborant blady, a mój kolega się odwraca i po ujrzeniu tego widoku zerwał się z krzykiem. Denatka z powrotem padła na łóżko. Po chwili do kolegi i laboranta dotarło, co się stało. Wyjaśnili także patomorfologowi, w czym rzecz, ten także jeszcze blady, uśmiał się i ruszył z pogonią za wrzeszczącą rodziną. Kolega w tym czasie zaczął przygotowywać nieszczęsną staruszkę do sekcji, laborant natomiast ruszył za patomorfologiem. Tam już trwał nerwowy dialog:
[R] - co to k*ruwa było?! Ona wstała?!
[P] - nie, po prostu łóżko było chwiejne i tak jakoś wyszło, że staruszka "usiadła"...
[mąż córki staruszki] - no k*urwa, ale ona patrzyła się na mnie! Przecież widziałem!
[P] - spokojnie proszę Pana, to tylko przypadek, że staruszka usiadła, a to, że się patrzyła to akurat sztuczne oko, takie szklane, które wstawia się w miejsce oka.
Laborant, który tamtędy przechodził, rzucił tekst mimochodem:
Pewnie chciała wstać i zmienić ten testament...
Chlap! Córka staruszki zemdlała!
Mąż córki denatki jednak zdążył złapać lecącą żonę i wynieść na świeże powietrze. Rzucił tylko jeszcze tekst do laboranta:
- niech ona już nie zmienia tego testamentu i niech nie wstaje, bo za chwilę to my tu wszyscy odpier*olimy…