Ekologiczny wpływ regulacji rzek i potoków.
Jaki wpływ na życie w rzece i jej dopływach przyniesie stopień wodny przegradzający jej koryto? Co stanie się z ekosystemem wodnym? Jak zmieni się rzeka? To pytania, na które niewielu zna odpowiedzi. Jak wyglądają kulisy takiej działalności? Czy mały próg na potoku, to tylko „czysta, ekologiczna energia elektryczna”, czy też wyrok śmierci dla gatunków tam żyjących?
Prawie wszystkie gatunki ryb rzecznych, podejmują wędrówki tarłowe (rozrodcze), w górę, a niektóre gatunki w dół rzek. Podejmują w ciągu roku również wędrówki pokarmowe, czy na zimowiska. Na ich drodze stają zapory i progi. Często o wysokości uniemożliwiającej ich pokonanie w górę biegu rzeki. Część takich budowli spiętrzających, zaopatrzona jest w przepławki. Są to specjalne boczne przepusty, którymi ryby powinny pokonać stopień wodny. Czy urządzenia te spełniają swoją rolę? Jeżeli ryba już trafi na taką przepławkę, powinna ją pokonać. Problem pojawia się przy jej odszukaniu. Większość przepławek usytuowana jest w części bocznej progu. W rejonie martwej wody, bez prądu. Ryby wędrujące w górę rzeki, przy pokonywaniu przeszkód kierują się prądem wody. Trafiają pod próg i wodę wylotową z turbin. Drogi do przepławki, której ujście często jest oddalone od progu, nie są w stanie odszukać. Trafia jedynie mizerny odsetek. Reszta w przegranej walce z przeszkodą nie do pokonania, rozbija się skacząc o betonowe ściany, część szuka miejsc tarliskowych poniżej progu, gdzie nie ma dostatecznych warunków do inkubacji ikry i rozwoju larw. Tarło jest stracone.
Niektóre gatunki (np. łosoś atlatycki, troć wędrowna, czy kiedyś jesiotr) płyną na tarło z Bałtyku w górne partie rzek. Ile muszą pokonać progów, by dostać się w górne partie np. Dunajca? Łatwo policzyć. Jaki odsetek pokonuje jedną zaporę? Jaki odsetek z odsetków pokona taką ilość stopni wodnych?
W krajach Skandynawskich stosuje się specjalne prądy wabiące, kierujące wędrujące ryby na przepławki, a nie pod turbiny, czy spadającą wodę z wysokości ze stopnia. Odpowiednie umiejscowienie przepławki przy silnym nurcie i blisko przeszkody w jakimś stopniu gwarantuje większą szansę trafienia do niej. Dodatkowo stosuje się specjalne przestawy elektryczne, o bardzo małym natężeniu, kierujące wędrujące ryby na stronę przepławki.
Prawdziwy dramat rozgrywa się po cichu, bez świadków i wiedzy.
Ryby, które dotarły do tarlisk, teraz muszą wrócić w dół rzek. Już nie ma prądów wabiących do dobrych przepławek. Jest potężna droga, kierująca prosto na turbiny. Potężna masa wody, z której już nie ma ratunku. Jest to jedyna droga, którą ryby odnajdują w dół. Boczny prąd na przepławkę jest mizerny, a droga do turbin zbyt wyraźna i nic nie stoi na przeszkodzie. Podobno jakiś odsetek jest w stanie „przelecieć” między łopatkami turbiny. Jaki odsetek przejdzie, gdy jest kilka turbin pod rząd w jednej zaporze? Co pozostanie po wędrówce z górnych partii Dunajca do Morza? Ile turbin muszą ryby pokonać?
Setki tysięcy (a w przypadku niektórych gatunków miliony) potomstwa również podejmie wędrówkę w dół. One też nie mają szans. O ile pocięte tarlaki czasem można znaleźć poniżej zapór, kilku gramowych rybek nie widać. Tarło było nieskuteczne, wędrówka tysięcy pięknych ryb, licząca tysiąc kilometrów daremna.
Np. w Norwegii, powyżej zapór, umieszcza się przestawy elektryczne, kierujące małe łososie, płynące do morza, na przepławkę, a nie na turbiny. Efekt tych prac widać, obserwując latem tysiące potężnych łososi (niektóre przekraczają 20kg) ciągnących na tarło w górę rzek.
Kolejnym problemem jest skok ciśnienia na dużych obiektach wodnych. 10m słupa wody to 1 atm. Ryba, która z takiej głębokości zostanie wyrzucona na powierzchnię, lub płytką wodę (po przejściu przez turbinę od strony jeziora, na drugą stronę, pod zaporę), musi pokonać w bardzo krótkim czasie gwałtowny skok ciśnienia. Nie wszystkie gatunki dadzą sobie z tym radę. Te z zamkniętym pęcherzem pławnym giną prawie natychmiast. Inne, pomimo, że przeżyły, są w bardzo ciężkim stanie i również sporą część czeka śmierć.
To dopiero początek zła, jaką wyrządzają w ekosystemie rzeki, zapory i progi.
Zatrzymują one rumowisko dna, uniemożliwiając dużej wodzie obrócenie materiału dennego. Zwalniają nurt, zamieniając bystrzyny w zastoiska, pozwalając by w okresie upałów woda osiągnęła zbyt wysoką temperaturę, by utraciła rozpuszczony tlen. Zbyt wysoka temperatura (dla łososiowatych letalny próg, to ok. 20 st. C) eliminuje łososiowate, lipienia i wiele innych gat. nie tylko ryb, ale również bezkręgowców.
W rzekach i potokach południowej Polski, podwodne życie toczy się „pod dnem”. To tam inkubuje się ikra, to tam szukają schronienia larwy ryb i ich młodociane roczniki. Tam żyją prawie wszystkie gatunki bezkręgowców wodnych, stanowiących bazę pokarmową dla pstrągów, lipieni i wszystkich innych znanych nam gatunków. Progi, które zwalniają nurt, powodują zamulanie dna. Duża woda wiosną, już nie obróci kamieni, nie przygotuje ich do złożenia ikry i wychowu wylęgu. Muł odcina tlen, giną wszystkie górskie gatunki zwierząt bezkręgowych. Rzeka umiera. Zmienia się jej skład gatunkowy, ichtiofauna ubożeje. Pojawiają się gatunki odporne na deficyt tlenu i wysoką temperaturę. Ale i one z braku dostatecznej bazy pokarmowej są nieliczne, a z braku tarlisk, czy możliwości dopłynięcia do nich, czeka je stopniowa zagłada.
Próg na dopływie odcina tarlisko, o zaporach przeciw rumowiskowych, sięgających czasem powyżej 5m nie wspominając. Ryby w tych potokach nie mają możliwości migracji, wymiany puli genetycznej z główną rzeką. Rzeka główna skazana zostaje na tarliska tylko w własnym nurcie. Czy one wystarczą? Czy spełniają rolę? Co dzieje się z zamkniętymi populacjami ryb, skazanymi na krzyżowanie się wewnątrz małej populacji (górne partie potoków, powyżej progu)?
Czym jest wybetonowane lub wybrukowane koryto? Czym jest okaleczony brzeg umocnieniem przeciw powodziowym. Jak organizmy żywe mają tam znaleźć warunki do życia, rozrodu i wychowu potomstwa? Ile gatunków już na zawsze wyginęło z naszych rzek, ile jest w kolejce do wyginięcia. Czy dla wielu z nich nie ma już ratunku? Jaką cenę przyjdzie nam zapłacić za kolejną „MEWę”?