Kiedyś to było prosto. Jeszcze 12 lat temu nie było żadnych kursów specjalistycznych i ścieżka kariery nurkowej była tylko jedna: P1 -> P2 -> P3. W obecnej sytuacji oceniam, że dla płetwonurka P2 kolejnym poważnym krokiem może być kurs P3 lub PN2. Pierwszy dostarcza umiejętności koniecznych do prowadzenia grup nurkowych oraz zwiększa uprawnienia z głębokości 40 m do 50 m. Drugi kurs nie zmienia limitu głębokości, ale dostarcza narzędzi do wykonywania efektywnych nurkowań dekompresyjnych.
W mojej opinii już głębokość 40 m nie pozwala ponurkować i pooglądać, jeżeli robimy bezdekompresyjne nurkowanie z jedną butlą. Kto był na wraku P2-owym na ostatnim wyjeździe w Chorwacji, to chyba pamięta, że na wraku byliśmy krócej niż 10 minut - opłynąć wrak, zrobić parę zdjęć i trzeba uciekać, bo komputer pika, a wskazówka manometru opada. Dla głębokości 50 m, do której dostęp da nam stopień P3 jest to tym bardziej widoczne. Osobiście przekonałem się o tym nurkując z jedną butlą na Campanelli.
Na Kalatówkach zaobserwowałem, że podobny nam klub Mares szkoli zbliżoną liczbę osób na P3 i na PN2 - w ubiegłym roku po 3 osoby. U nas kursy P3 odbywają się regularnie, a PN2 (nawet wliczając porównywalne stopnie z innych organizacji) sporadycznie. Co jest tego powodem? Co kieruje Wami, drodzy kursanci, że decydujecie się na P3, a nie PN2:
- chcecie zostać przewodnikami, kadrą, pomocnikami instruktora, a w przyszłości instruktorami?
- chcecie zwiększyć limit głębokości z 40 do 50 m?
- wysokie wymagania sprzętowe do kursu PN2?
- a może brak odpowiedniej oferty klubowej odnośnie kursu PN2, niedostateczne reklamowanie?
Może stopień P3 otoczony jest nimbem doskonałości, wyjątkowości, a PN2 nie? Może trzeba zrobić poczet nurków PN2?
Zachęcam do wyrażenia opinii i dyskusji.
Serdecznie pozdrawiam.