Terenów zielonych w Krakowie jest jak na lekarstwo. Takich jak Zakrzówek, jeszcze dzikich, nie wybetonowanych, ze świecą szukać. Nie każdemu odpowiadają wyasfaltowane alejki w parku lub wysypane szutrówki z chińskimi krawężnikami, metalowe poreczę, ładne ławeczki i stylowe latarnie... A tak zapewne skończy Zakrzówek.
Jest to najbliżej centrum miasta, jeszcze tak dziki zakątek, gdzie choć na chwilę można poczuć się jak na łonie natury. To że jest tam miejscami syf, to nie zasługa braku ławeczek, asfaltu i latarni. Miasto kompletnie nie dba o ten teren. NIE ROBI ABSOLULTNIE NIC! A jest jak dupa od srania, by wysyłać tam ekipy porządkowe, ustawić kosze i je regularnie opróżniać. Jeżeli jest niebezpiecznie, to mają tam chodzic patrole policji i straży miejskiej. Na to idą moje podatki!
Mając mieszkanie w Krakowie płącę za to podatek i mam prawo żadać nie tylko sklepów, przychodni zdrowia i komunikacji. Moim prawem mieszczucha jest także dostęp do terenów zielonych. A ostatnie perełki zamiast chronić, zamienia się na kolejne działki budowlane.
Zakrzówek nie musi podzielić losu stawu na Dąbiu, na brzegu którego wybudowano Plazę i kolejny decatlon. Tak jakby nie było miejsca na obrzeżach miasta na takie ścierwa.
Może w Lasku Wolskim powstanie blokowisko z widokiem na Tatry. Dumnie wznosząc się nad buczyną karpacką, patrząc z góry na całe miasto. To będzie HIT! Developer w zamian za pozwolenie na budowę, zrobi asfaltowe alejki, chromowane ogrodzenia, by nie deptać podszytu. Powstanei kolejna Plaza, tym razem z widokiem na słonia w zoo i postawi komin w czerwone paski, który będzie widać z Koziego Wierchu. A który będziemy oglądać na wszystkich plakatach przedświątecznych, jak włazi do niego Mikołaj