Ogólnie było fajnie bo plan zrealizowaliśmy z Bartkiem. Wykonaliśmy dwa całkiem fajne nury i z poczuciem spełnionego obowiązku jechaliśmy do domu. Po drodze sącząc piwko i podziwiając piękno świata który robił się coraz piękniejszy z każdym następnym łykiem złocistego trunku. Mieliśmy piękny zachód słońca i wschód z za góry ogromniastego księżyca
Naprawdę czułem się wtedy świetnie, czasami tylko ten idylliczny nastój burzyła powracająca myśl o dwóch nurkach którzy utonęli. Niby to bezpieczny zbiornik bo kamieniołom a jednak wypadki śmiertelne się zdarzają.
To były moje pierwsze nurki w Hermanicach i zaskoczyły mnie bardzo stromymi zboczami. Tak stromymi, że gdy przez moment płynęliśmy w poprzek zbiornika to pomimo tego, że głowę miałem dwa metry nad dnem zahaczałem kolanami o kamienie. Drugiego nura zaczęliśmy od razu od najgłębszego miejsca czyli zeszliśmy po opustówce. Podczas zanurzania na 7 metrach zaczęło lekko kręcić mi się w głowie, pomyślałem sobie ale jaja HPNS mnie chwycił na 7 metrach
ale obiawy nie nasilały się a po przekroczeniu 15 metra same ustąpiły. A tak na poważnie to myślę że to mogło być spowodowane różnicą temperatur. Podczas gramolenia się do bojki najpierw po brzegu a potem wpław przy dość mocno operującym słońcu czerep mocno nagrzał mi się. A przed zanurzeniem zapomniałem zalać uszy a nawet twarzy nie przemyłem.
Respekt dla Bartka który dwa nury wykonał w piance.
pozdro