33
« dnia: 18 Grudzień 2007, 07:42:35 »
to ja przytocze artykuł z pisemka voyage jakiś czas temu było z tego sporo uciechy:
Witam,
numer pisma "Voyage" 03 (02) Marzec 2006 wywiad z Cezarym Harasiomowiczem pt. "Różnice ciśnień".
"- Gdzie dokładnie znaleźliście te dziewicze rafy?
(...) - Tam rzucono mnie, nomen omen, naprawdę na głęboką wodę i to już
bodaj drugiego dnia, gdy tylko zorientowałem się, o co mniej więcej
nurkowaniu chodzi. Kiedy kolega pokazał n akomputerze, na jakiej głebokości
się znajdujemy, lekko zadrżało mi serce. Na ogół schodzi się na dwudziesty
metr, a my byliśmy na czterdziestym. Niestety z tego nurkowania przywiozłem
dolegliwość, którą będę miał przez całe życie, a mianowicie szumy uszne, a w
konsekwencji popsuty słuch. Taki rezultat poddawania się dużym różnicom
ciśnień. (...)"
"(odnośnie komputera)
- I naprawdę potrzebne są aż tak dokładne informacje?
- Oczywiście, bo nurkowanie to naprawdę niebezpieczny sport.".
"Proszę sobie wyobrazić na przykład, że zapycha się aparat, i co wtedy? Mnie
akurat taki wypadek się przytrafił, ale na szczęście tylko na głębokości
dziesięciu metrów, więc zdążyłem się wynurzyć. Ale gdyby miało to miejsce na
dwudziestym metrze? Wtedy nie mógłbym wypłynąć na powierzchnię od razu, bo
nastąpiłaby dekompresja i rozerwałoby mi płuca. Przy ciśnieniu na tak dużej
głębokości płuca ściskają się bowiem do wielkości pięści. (...)"
"- Jak zapchał się Panu aprat i jak Pan z tego wybrnął?
- Kropla wody zatkała miernik ilości powietrza w butli. Wskaźnik pokazywał,
że mam jeszcze wystarczająco dużo powietrza, a tak naprawdę nie miałem go
wcale."
"Kiedy w bazie opowiedziałem o wszystkim instruktorowo, odparł: "A to ty
teraz trafiłeś na ten pechowy aparat. Bo my tu mamy taką małą ruletkę, jeden
jest popsuty"
"Tam zaczęła nurkować cała grupa, ale wiadomo, że są nurkowie bardziej oraz
mniej zaawasowaniu. Ci ostatni z reguły wynurzają się o wiele wcześniej, bo
szybciej wykorzystują powietrze z butli. My z kolegą, jako początkujący
pierwsi wróciliśmy na łódkę, a zaraz po nas Holender, który od razu stracił
przytomność. W tym momencie kompletnie nie wiedzieliśmy, co mamy robić, a co
gorsza nie mieliśmy z nikim łączności. Wszyscy byli jeszcze pod wodą. Facet
zaczął wymiotować, więc nabraliśmy przekonania, że miał źle przeprowadzoną
dekompresję i na naszych oczach umiera. W końcu wynurzyli się pozostali, a
wreszcie sam instruktor. (...)"
pozdrawiam