Ja nie za często wypowiadam się na forum (a właściwie to jest mój debiut) ale widząc po zaangażowaniu ludzi temat dość ciekawy.
Nie wiem czy najważniejsze w tym wszystkim jest nazewnictwo (wyprawa czy wyjazd), a czy pod tym wszystkim nie chodzi o coś innego. Jestem obecny na każdym "wyjeździe" klubowym majowo-czerwcowym od 2003 do 2009 i nie umniejszełbym tutaj zasług organizacyjnych nikomu. Ani Sylwkowi który faktycznie przetarł szlak na wyjazdy (specjalnie używam tej nazwy) klubowe czy innym włączając w to ostatnich organizatorów. Borykaliśmy się z psującymi się silnikami do pontonów z łataniem pontonów, psującymi się busami czy przeładowanymi przyczepami, opoźniającymi się wyjazdami i każdy z oganizatorów miał jakieś problemy z którymi musiał się zetrzeć i przed wyjazdem i w trakcie i nie ważne czy jechaliśmy sami czy do bazy. Każdy wyjazd wymaga dużo pracy. Oczywiście że łatwiej jest(ze strony organizatora) oddać się w ręce bazy i mieć mniejszy problem niż przygotować wszystko samemu. Ale jadąc do bazy mamy raczej pewny transport wodny i pewne miejscówki, ale zapłacimy więcej, bo baza za darmo nas nie przyjmie tylko dla tego że my jesteśmy z KRABA. Można również pojechać samemu w miejsca gdzie opłaty za nurkowanie albo są takie same jak w bazie albo ich wogóle nie ma (Krym, Włochy, Bułgaria, Rumunia, Norwegia, Hiszpania itp) poszukać samemu miejscówek i mieć świadomość że nie zawsze trafimy na super nurkowisko ale uczestniczymy w przygodzie. Prawdopodobnie jeden charakter wyjazdu jak i drugi będzie miał tyle zwolenników co i przeciwników ale decyzja zawsze należy do nas. Ja nie przecze że bardzo chętnie wybrałbym się na taką właśnie "wyprawę" w rozumieniu Sylwka ale faktycznie zorganizowanie jej dla większej ilości chętnych jest dużo trudniejsze i wymaga zaangażowania większej ilości osób a nie tylko biednego zarządu któremu jak coś się nie uda to krytyka znajduje się bardzo szybko bo ja płace i dlaczego trzy dni padał deszcz albo na safari w Egipcie widziałem tylko 38 delfinów ale żadnego rekina a miały być. Również do Sylwka było dużo pretensji po Medesach że nurkowaliśmy tylko 5-6 do 8 razy, że nie wszystkie miejscówki były fajne. Ale to że płaciliśmy śmieszne pieniądze za wyjazd, to że mogliśmy w zorganizowany sposób odwiedzić ciepłe morze, a nie tylko (jak że piękne ale jednak inne) nasze polskie jeziora, zobaczyć że widoczność może sięgać do 30m, to niektórym krytykującym umknęło. Ja kilka razy uczestniczyłem w wyjazdach klubowo-prywatnych (Krym, Austria, Niemcy, Bałtyk, Norwegia itp) i ponieważ sam je jakby współorganizowałem (przy dużej pomocy sprzętowej ze strony klubu za co bardzo dziękuje byłemu i obecnemu zarządowi) za pewne wpadki mieliśmy pretensje tylko do siebie. I tak jak Pablo napisał jeżeli ktoś chce taki wyjazd, to zorganizujcie a właściwie zorganizujmy dla tych którzy chcą pojechać w taki sposób, a Ci którzy nie mają czasu i nie chcą ryzykować nie pewnych miejsc nurkowych, pojadą do bazy komercyjnej i też będą zadowoleni. A ja pewnie jeśli czas pozwoli pojechałbym na jeden i drugi wyjazd bo każde nurkowanie coś daje. I nurkowanie przy przepięknej ściance czy wraku i nurkowanie na łące z morską trawą gdzie można poćwiczyć i tak nie doskonałą pływalność. I można wyjechać na wyjazd do Norwgi bez pontonów jeżeli nie mamy "morskich" silników(Maćku) tylko że trzeba nastawić się albo na nurkowania z brzegu albo na wynajęcie łodzi i bez własnej sprężarki (Pablo)(Krym, Hiszpania) i korzystać z napotkanych baz. Miejscówke można wyznaczyć blisko prądu trojfazowego a nie 100 km od niego. To wszystko zależy tylko od nas czego chcemy, a krytykować i narzekać można zawsze.
Jeżeli chodzi o Niemcy Iron to ja zgadzam się z Ośmiorniczką (choć dopiero dzisiaj dowiedziałem się kto to jest
). Wypowiadam się na temat Spharman, reszty kamieniołomów nie znam. Organizacyjnie super wszystko pod nosem. Ale płacisz za wszystko: spanie, sprzątanie, w okresie zimowym ogrzewanie, ciepła woda pod prysznicem, pomieszczenie gdzie zostawiasz sprzęt, wstęp za wszystko osobno. Pod wodą jak wspomniał Iwan, płytko mętnie głęboko lepiej ale bez rewelacji. Gazy lepiej przywiedźć ze sobą bo tam koszmarnie drogo za tmx liczą. Osobiście również polecam bardziej Austrie. Jeżeli ktoś szuka głębokości to Attersee lub Gosausee do którego "spływa" (oczywiście przenośnia)lodowiec chyba Dachstein. Pod wodą bajkowo-księżycowy krajobraz i dobra widoczność. A kogo nie kręcą głębokości nurkowanie w rzece Traum od 4 do 9m i można nawet nie zabierać płetw bo nurkuje się z prądem rzeki a po 10szt. 90 centymetrowych szczupakach już Ci się nie chce ich oglądać. Ale ja tu mogę godzine zachwalać i krytykować jak smakuje brzoskwinia a jeden kęs rozwiąże wszystkie Twoje wątpliwości, więc namawiam Iron do odwiedzenia obydwu miejscówek i wyrobienia sobie własnego zdania. Bo tak to już jest że jedni lubią czekolade a inni kwaśne jabłka. I wszyscy mają prawo do własnego zdania.