Proponuje aby każdy dodał coś od siebie i sukcesywnie opiszemy całą wyprawe, OK?
Ja spróbuje zacząć od podróży.
PodróżJak wiadomo punktem zbornym w naszej czasoprzestrzeni był (środa 25.05.05 19.00; magazyn). My (Beata i ja) przytargaliśmy nasze bambelte około 19:15. Nietety autokar juz był podstawiony, więc, jak to zwykle bywa, bagażniki były już prawie pełne, a z góry upatrzone miejsca w autokarze pozajmowane :-). Na szczęście pojemność autokarowych bagażników jest (prawie) nieskończona, więc nawet WINDSURFING Blondyny ;-) się zmieścił. Pare walizek jechało jednak w środku..
Wyjechaliśmy o superpunktualnej, jak na KRAB-owe standardy
godzinie 21:00. Po drodze zwiedziliśmy Skawinę, potem już pojechaliśmy normalnie. Niestety szybko się okazało że nasi kierowcy (3 sztuki) to cianiasy, to tych z Elby (ktorych bylo zaledwie 2) brakuje im tyle, co naszym autostradom do Niemieckich. Więc wlekliśmy się niemiłosiernie...
Jak zwykle szybko zaczęła się autokarowa impreza, z jednym typowym skutkiem ;-). Nasi wspaniali kierowcy w swej (nie)latającej maszynie przerwy robili dość często, więc zawartość reklamówki też było gdzie wyrzucić.. W nocy pokonaliśmy Słowację, Węgry i około 9 rano w czwartek wjechaliśmy do Chorwacji. Na granicy większość pognała do kantorów wymienić walutę na chorwackie KUNY, sądząc (mylnie..) że w kurorcie HVAR będzie gorszy kurs. No ale co tam, uczymy się na błędach i dużej różnicy nie było. Okazało się również że bez problemu można wymienić nasze polskie złotówki i to po kursie lepszym niż u nas w kantorach.
Kto dotychczas nie był w chorwacji (np. my) mógł się przekonać, że tylko w Polsce mamy tak super atrakcyjne drogi, a wszędzie indziej pobudowali te beznadziejnie równe, gładkie, i wogóle bez dziur (!) autostrady. A w chorwacji na dodatek z widokiem na morze. Po prostu beznadzieja
. Na szczęście nasi kierowcy, widać nie przyzwyczajeni, wlekli się swoim tempem. Na tyle skutecznie że musieliśmy zrezygnować z tańszego promu, do którego trzeba było pojechać kawałek dalej (o ile pamiętam 150 km?), bo ostatni odchodził coś koło 19:30 (znowu nie pamiętam dokładnie..), tylko zjechać na prom w Splicie, gdzie byliśmy ok. 18.00. To dało nam szanse szybkiego zwiedzenia Splitu, bo tu ostatni prom, na przekór, był jakoś 20:30..
Na promie było oczywiście dość wesoło, co było zaledwie preludium do tego, co działo się w czasie powrotu.. Promem płynie się na Hvar niecałe 2 godziny, do hotelu Amfora dotarliśmy ok. 23.00. Po w miarę bezproblemowym przydziale pokoi
zjedliśmy kolację, z którą czekała na nas ekipa hotelowa, ku naszej niekrytej radości
, no i do wyra...
Kto poprawi/uzupełni/pociągnie dalej?
ps. Małysz, masz już wprawę z Egiptu ;-)