214
« dnia: 26 Marzec 2008, 17:22:45 »
Poszedł ksiądz na targ kupić coś do jedzenia, bo miał mieć w
parafii wizytację biskupa i biskup miał zostać na kolację.
Podszedł do gościa z rybami i mówi:
- O jaka piękna, duża ryba!
Sprzedawca na to
- Pięknego skurwiela złapałem - co?
Ksiądz się obruszył:
- Panie, ja wszystko rozumiem. Piękna duża ryba, ale żeby zaraz
przy księdzu takie epitety. Wstyd!
Sprzedawca wyjaśnia:
- Ale proszę księdza - skurwiel to jest nazwa tej ryby, tak samo
jak płotka, okoń czy pstrąg.
- Aaaa, no to w porządku. Poproszę tego skurwiela. Przygotuję go na kolację z biskupem.
Przychodzi ksiądz na parafię, pokazuje rybę siostrze zakonnej.
Zakonnica:
- O jaka piękna, duża ryba.
A ksiądz na to:
- Ładnego skurwiela kupiłem, co?
Zakonnica:
- Ale co ksiądz - takie słownictwo?
A ksiądz wyjaśnia, że ta ryba nazywa się skurwiel - tak jak
inne węgorz czy szczupak.
- Aaaa, to rozumiem.
Ksiądz polecił zakonnicy żeby ta przygotowała skurwiela na
kolację z biskupem.
Stoi zakonnica w kuchni, skrobie rybę a tu wchodzi kucharka.
- O jaka piękna, duża ryba - mówi kucharka.
Siostra na to:
- Piękny skurwiel - prawda?
- Ależ co siostra? Nie poznaję! - oburza się kucharka.
- A siostra to nie wie, że ta ryba nazywa się skurwiel - tak jak inne nazywają się karp czy lin.
Siostra kazała przygotować skurwiela na kolację z biskupem.
Wieczorem przyjeżdża Biskup - siada przy stole z księdzem i zakonnicą.
Kucharka wnosi główne danie - rybę.
Ksiądz biskup:
- Jaka piękna, duża ryba!
Na to proboszcz:
- To ja skurwiela znalazłem i kupiłem.
Odzywa się zakonnica:
- A ja tego skurwiela skrobałam.
Na to włącza się kucharka:
- A ja skurwiela usmażyłam i przyrządziłam.
Ksiądz biskup uśmiechnął się, wyjął z torby litr wódki i mówi:
- Kurwa, widzę, że tu sami swoi!